Philip K. Dick - Null0
Lemuel w napięciu przywarł do ściany pogrążonego w ciemności pokoju.
Lekki podmuch poruszył koronkowymi firankami. Żółtawe światło z ulicy sączyło
się do wnętrza pokoju, oblewając łóżko, komodę, książki, zabawki i
odzież. Z drugiego pokoju dobiegał szmer rozmowy.
- Jean, musimy coś zrobić! - powiedział męski głos.
Zduszony jęk.
- Ralph, proszę, nie rób mu krzywdy. Powinieneś nad sobą panować. Nie
pozwolę ci go skrzywdzić.
- Przecież nic mu nie zrobię. - W przytłumionym głosie mężczyzny
zabrzmiał zwierzęcy niepokój. - Dlaczego on to robi? Dlaczego nie może grać
w baseball i bawić się w berka jak normalni chłopcy? Dlaczego musi podpalać
sklepy i torturować bezbronne zwierzęta? Dlaczego?
- On jest inny, Ralph. Postaraj się go zrozumieć.
- Może powinniśmy zabrać go do lekarza- rzekł ojciec. –Może cierpi na
jakąś chorobę gruczołową.
- Masz na myśli starego doktora Grady'ego? Przecież sam mówiłeś że on...
- Ależ skąd. Doktor Grady zrezygnował po tym, jak Lemuel zniszczył jego
aparat rentgenowski i połamał meble w gabinecie. Nie, chodzi o kogoś
innego. - Pełna napięcia pauza. - Jean, zabiorę go na Wzgórze.
- Ach, Ralph! Proszę...
- Nie żartuję. - Zawzięta determinacja, chropowaty pomruk schwytanego w
potrzask zwierzęcia. - Może psycholodzy coś na to poradzą. Może mu pomogą.
A może nie.
- Ależ oni mogą nie zechcieć oddać go z powrotem. Ralph, on jest
wszystkim, co mamy!
- Jasne - odparł szorstko Ralph. - Wiem, że tak. Jednak klamka zapadła tego
dnia, kiedy skaleczył nożem nauczyciela i wyskoczył przez okno. Wtedy podjąłem
ostateczną decyzję. Lemuel pojedzie na Wzgórze...
Dzień był ciepły i słoneczny, Pomiędzy rozkołysanymi
drzewami migotał biały, zwalisty budynek szpitala, składający się z
betonu, stali i plastiku. Przytłoczony rozmiarami budowli Ralph Jorgenson
rozglądał się niepewnie, mnąc w palcach ronda kapelusza.
Lemuel wytężył słuch. Do jego nasłuchujących bacznie dużych, ruchliwych
uszu docierało wiele głosów, opływając go zmiennymi falami niczym morze.
Głosy dobiegały ze wszystkich pomieszczeń i biur rozlokowanych na każdym
poziomie. Potęgowały jego podniecenie.
Doktor James North podszedł do nich z wyciągniętą ręką. Był wysoki i
przystojny, mniej więcej trzydziestoletni, z brązowymi włosami i w
okularach o czarnych, rogowych oprawach. Poruszał się zdecydowanym krokiem,
a uścisk ręki, który wymienił z Lemuelem, był krótki i stanowczy.
- Proszę za mną - huknął. Ralph podążył w stronę gabinetu, ale doktor
North potrząsnął głową. - Nie pan, Chłopiec. Lemuel i ja porozmawiamy w
cztery oczy.
Podekscytowany Lemuel ruszył za doktorem Northem do gabinetu.
North pospiesznie zabezpieczył drzwi potrójnym zamkiem magnetycznym.
- Mów mi James - powiedział z ciepłym uśmiechem, spoglądając na chłopca.-
A ja będę ciebie nazywał Lem, zgoda?
- Jasne - odparł ostrożnie Lemuel. Mimo iż nie wyczuwał ze strony mężczyzny
żadnej wrogości, nauczony doświadczeniem wolał trzymać się baczności.
Musiał zachować ostrożność, nawet w obecności tego sympatycznego,
przystojnego lekarza, człowieka obdarzonego oczywistym potencjałem
intelektualnym.
North zapalił papierosa i uważnie przyjrzał się chłopcu.
- Kiedy związałeś i śmiertelnie okaleczyłeś tych starych włóczęgów
-podjął z namysłem - kierowała tobą dociekliwość naukowa, prawda? Działałeś
pod wpływem żądzy poznania - faktów, nie opinii. Chciałeś na własną rękę
poznać budowę ludzkiego ciała.
Podniecenie Lemuela przybrało na sile.
- Ale nikt tego nie rozumiał.
- Nie. - North potrząsnął głową. - Jakże by inaczej? A wiesz dlaczego?
- Chyba tak.
North chodził tam i z powrotem.
- Poddam cię kilku testom, aby ustalić pewne rzeczy. Nie masz nic przeciwko
temu, prawda? Obaj dowiemy się więcej na twój temat. Obserwowałem cię,
Lem. Przejrzałem kartoteki policyjne oraz informacje prasowe. -Nieoczekiwanie
otworzył szufladę i wyjął z niej wiele osobliwych przyrządów, między
innymi dwie kostki do gry, zestaw kart ultrasensorycznych, planszę
spirytystyczną, magiczną tabliczkę do pisania, woskową lalkę o ludzkich włosach
i z drobinami paznokci oraz niewielki kawałek ołowiu, który należało
przemienić w złoto.
- Co mam zrobić? - zapytał Lemuel.
- Zadam ci parę pytań i dam do zabawy kilka przedmiotów. Będę obserwował
twoje reakcje i porobię notatki. Co ty na to?
Lemuel zawahał się. Tak bardzo potrzebował przyjaciela - nie mógł jednak
opanować strachu.
- Ja...
Doktor North położył rękę na ramieniu chłopca.
- Zaufaj mi. Nie jestem taki jak banda wyrostków, która tamtego ranka sprawiła
ci lanie.
Lemuel z wdzięcznością podniósł na niego wzrok.
- O tym też pan wie? Odkryłem, że ich grą rządziły czysto arbitralne
zasady. Dlatego dostosowałem się do sytuacji i kiedy chwyciłem kij, uderzyłem
nim w głowę miotacza i łapacza. Później stwierdziłem, że wszelkie
ustanowione przez człowieka zasady natury etycznej i moralnej wynikają z tej
samej... - Zamilkł, przejęty nagłym lękiem.- Może ja...
Doktor North usiadł za biurkiem i przystąpił do tasowania kart
sensorycznych.
- Nic się nie martw, Lem - powiedział łagodnie. – Wszystko dobrze. Ja cię
rozumiem.
Kiedy testy dobiegły końca, zapadło milczenie.
Dochodziła szósta wieczorem, słońce chyliło się już ku zachodowi.
Wreszcie przemówił doktor North.
- Niewiarygodne. Sam z trudem mogę w to uwierzyć. Twoje działania są na
wskroś przesiąknięte logiką. Nie dopuszczasz do siebie żadnych emocji. Twój
umysł doszczętnie pozbawiony jest wszelkich moralnych bądź kulturowych
uprzedzeń. Jesteś doskonałą jednostką paranoidalną, niezdolną do
empatii. Cechuje cię całkowity brak możności odczuwania smutku, żalu, współczucia
czy jakichkolwiek emocji zazwyczaj cechujących człowieka.
Lemuel przytaknął.
- To prawda.
Doktor North oszołomiony odchylił się na krześle.
- Zrozumienie tego przysparza trudności nawet mnie. To przechodzi ludzkie
wyobrażenie. Twoja superlogika funkcjonuje z dala od stronniczego nastawienia
będącego na ogół zasadniczym kryterium oceny. Uważasz, że cały świat
sprzysiągł się przeciwko tobie.
- Tak.
- Naturalnie. Po gruntownej analizie mechanizmów ludzkiego działania
przekonałeś się, że jak tylko poznają twój sekret, natychmiast usiłują
cię zniszczyć.
- Ponieważ jestem inny.
North nie mógł wyjść z podziwu.
- Zawsze klasyfikowano paranoję jako chorobę umysłową. Ale przecież nią
nie jest! Nie następuje załamanie kontaktu z rzeczywistością – wręcz
przeciwnie, paranoik jest bezpośrednio z nią związany. To doskonały
empirysta. Z umysłem niezaśmieconym naleciałościami natury etycznej bądź
moralno-kulturowej. Paranoik postrzega rzeczy w ich rzeczywistej postaci; to w
istocie jedyny człowiek przy zdrowych zmysłach.
- Czytałem „Mein Kampf' - wtrącił Lemuel. - Dzięki niej wiem, że nie
jestem sam. - Odmówił w myślach krótką modlitwę dziękczynną: Nie sam.
My. Jest nas więcej.
Wyraz jego twarzy nie uszedł uwagi Northa.
- Powiew przyszłości - powiedział doktor. - Nie jestem jego częścią mogę
jednak spróbować zrozumieć wasze intencje. Muszę pogodzić z faktem, że
jestem po prostu jednostką podporządkowaną emocjonalnym i kulturowym
uprzedzeniom. Choć nie mogę być jednym z was, możecie liczyć na moją
sympatię... - Podniósł rozjaśnioną entuzjazmem - I pomoc!
Kolejne dni dostarczyły Lemuelowi licznych wrażeń.
Doktor North uzyskał opiekę nad nim i chłopiec zamieszkał w jego domu.
Tutaj przestał podlegać naciskom ze strony rodziny; lekarz pozostawiał mu
wolną rękę. Obaj niezwłocznie przystąpili do ustalania miejsc pobytu
innych paranoików.
Pewnego wieczoru po kolacji doktor North zapytał:
- Lemuelu, czy mógłbyś wytłumaczyć mi swoją teorię Nul-0? Trudno
uchwycić zasadę orientacji bezprzedmiotowej.
Lemuel szerokim gestem ogarnął mieszkanie.
- Każdy spośród tych wszystkich pozornych obiektów ma nazwę. Książka,
krzesło, tapczan, dywan, lampa, zasłony, okno, drzwi i tak dalej. Jednak ten
podział na przedmioty nijak ma się do rzeczywistości. Został oparty na
przestarzałym rozumowaniu. W gruncie rzeczy nie istnieją żadne przedmioty.
Wszechświat stanowi jedność. Nauczono nas myśleć w kategoriach przedmiotów.
Ta rzecz, tamta rzecz. Kiedy przyjdzie do realizacji Nul-0, ów czysto
werbalny podział utraci rację bytu. W dzisiejszych czasach to przeżytek.
- Czy możesz zademonstrować to na przykładzie?
Lernuel zawahał się.
- Trudno uczynić to samemu. Później, kiedy skontaktujemy się z innymi...
Mogę przedstawić to z grubsza, na niewielką skalę.
Pod uważnym spojrzeniem Northa Lemuel obiegł mieszkanie, składając
wszystka na jedną stertę. Następnie, kiedy już zgromadził książki,
obrazy, chodniki, zasłony, meble i bibeloty, roztrzaskał je na bezkształtną
masę.
- Widzisz - powiedział pobladły i wyczerpany wysiłkiem - umowny podział na
przedmioty przestał istnieć. Tę unifikację, doprowadzenie przedmiotów do
stanu ich pierwotnej jednorodności, można zastosować do wszechświata jako
całości. Wszechświat to całość, jednolita struktura, której nie
obejmuje podział na żywych i nieożywionych, na istoty i to co nimi nie
jest. To niezmierna masa energii, a nie zespół pomniejszych cząstek! Pod
warstwą umownych obiektów materialnych leży świat rzeczywistości: rozległa
niezróżnicowana sfera czystej energii. Pamiętaj: obiekt nie równa się
rzeczywistości. Pierwsze prawo myśli Nul-0!
Jego słowa wywarły na Norcie piorunujące wrażenie. Trącił nogą fragment
połamanego krzesła, część bezkształtnej sterty drewna, tkaniny papieru
oraz potłuczonego szkła.
- Czy sądzisz, że powrót do rzeczywistości ofiarowuje jakąś szansę?
- Nie mam pojęcia - odparł z prostotą Lemuel. - Rzecz jasna napotkamy silny
opór. Ludzie wystąpią przeciwko nam; nie są w stanie zwyciężyć swojego
małpiego przywiązania do rzeczy – błyskotek.
Tych mogą dotykać i które mogę przywłaszczyć. Wszystko będzie zależało
od tego, w jakim stopniu uda nam się skoordynować nasze działania.
Doktor North rozwinął wyjęty z kieszeni skrawek papieru.
- Trafiłem na pewien ślad - powiedział cicho. - Mam tu nazwisko człowieka,
który chyba jest jednym z was. Jutro złożymy mu wizytę- wtedy przekonamy
się na własne oczy.
Doktor Jacob Weller powitał ich energicznie na progu swojego dobrze strzeżonego
laboratorium z widokiem na Palo Alto. Rozległego systemu pracowni i gabinetów
badawczych strzegły szeregi umundurowanych wartowników. Mężczyźni i
kobiety w białych fartuchach pracowali dzień i noc.
- Moja praca - wyjaśnił, nakazując gestem zasunięcie ciężkich zamków
wejścia - odegrała kluczową rolę w wynalezieniu bomby C, kobaltowej
otoczki bomby wodorowej. Zobaczycie, że wielu czołowych fizyków jądrowych
jest Nul-0.
Lemuel głęboko odetchnął.
- Wobec tego...
- Oczywiście. - Weller nie marnował słów. - Prowadzimy badania od lat.
Rakiety w Peenemunde, bomba atomowa w Los Alamos, bomba wodorowa i teraz bomba
C. Istnieje naturalnie wielu naukowców, którzy nie są Nul-0, zwykłe istoty
ludzkie o uprzedzeniach emocjonalnych. Na przykład Einstein. Jednak posuwamy
się do przodu; jeśli nie napotkamy zdecydowanego oporu, niebawem będziemy
mogli przystąpić do dzieła.
Otwarto boczne drzwi laboratorium i do środka weszła milcząca grupa
ubranych na biało mężczyzn i kobiet. Serce Lemuela podskoczyło.
Oto oni, dorośli Nul-0! Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, co więcej,
pracowali od lat! Rozpoznał ich bez trudu; wszyscy mieli wydłużone i
ruchliwe uszy, dzięki którym Nul-0 wychwytywał z ogromnych odległości
najlżejsze drgania powietrza. Umożliwiały im komunikację bez względu na
miejsce, gdzie w danej chwili przebywali.
- Proszę wyjaśnić zasady naszego programu - powiedział Weller do niskiego,
jasnowłosego mężczyzny, który stał obok niego z uroczystą miną stosowną
do powagi sytuacji.
- Prace nad bombą C prawie dobiegły końca - powiedział mężczyzna z
lekkim niemieckim akcentem. - Nie stanowią one jednak końcowego etapu
naszych planów. Przewidujemy również powstanie bomby Z, będącej
ukoronowaniem początkowej fazy. Nie ujawniamy związanych z nią planów.
Gdyby dowiedzieli się o niej ludzie, stanęlibyśmy wobec poważnego
sprzeciwu emocjonalnego.
- Co to jest bomba Z? - spytał zarumieniony z przejęcia Lemuel.
- Termin „bomba Z" - wyjaśnił jasnowłosy człowieczek – określa
proces, w wyniku którego sama Ziemia osiąga masę krytyczną i, co za tym
idzie, zostaje doprowadzona do wybuchu.
Lemuel nie posiadał się ze zdumienia.
- Nie miałem pojęcia, że osiągnęliście już tak dalekie stadium planu!
Na twarzy jasnowłosego wykwitł nieznaczny uśmiech.
- Istotnie, nie próżnowaliśmy. Pod kierownictwem doktora Rusta zdołałem
opracować fundamentalne koncepcje ideologiczne naszego programu. Naszym
ostatecznym celem jest doprowadzenie całego wszechświata do postaci
jednolitej masy. Obecnie jednak wszystkie nasze wysiłki skierowane są ku
Ziemi. Lecz jeżeli tutaj odniesiemy sukces, nic nie stanie na przeszkodzie
nieograniczonego kontynuowania naszych poczynań.
- Zorganizujemy transport na inne planety - wyjaśnił Weller. - Obecny tutaj
doktor Frisch...
- Modyfikację pocisków sterowanych opracowaliśmy w Peenemunde - podjął
jasnowłosy mężczyzna. - Zbudowaliśmy statek, który zabierze nas na Wenus.
Tam zainicjujemy kolejną fazę naszego eksperymentu. Stworzymy bombę W, która
przywróci Wenus do pierwotnego stanu jednorodnej energii. Potem zaś. .. - Uśmiechnął
się lekko. - Potem przyjdzie czas na bombę S. Bombę wymierzoną w Słońce.
Jeżeli nam się powiedzie, przeobrazi ona cały układ planet i księżyców
w bezmierną całość.
Do dwudziestego piątego czerwca 1969 roku zespół Nul-0 przejął kontrolę
nad wszystkimi głównymi rządami świata. Rozpoczęty w połowie lat
trzydziestych proces został zakończony. Stany Zjednoczone i Rosja sowiecka
znalazły się w rękach Nul-0. Wszystkie kręgi rządzące obsadzono
przedstawicielami Nul-0, co znacznie przyspieszyło program.
Nadszedł czas. Ostatecznie zaniechano konspiracji.
Lemuel i doktor North obserwowali z krążącej rakiety detoncję pierwszych
bomb wodorowych. Dzięki starannej organizacji oba narody jednocześnie przystąpiły
do ataku bombowego. W ciągu godziny osiągnięto pierwszorzędne rezultaty;
zniknęła większa część Ameryki Północnej oraz Europy Wschodniej. Wszędzie
kłębiły się chmury radioaktywnych cząsteczek. Jak okiem sięgnąć, kipiały
i bulgotały leje wypełnione stopionym metalem. W Afryce, Azji, na
niezliczonych wyspach rozsiany w najróżniejszych zakamarkach świata ocaleni
ludzie kulili się ze strachu
- Doskonale - do uszu Lemuela dobiegł głos doktora Wellera. Przebywał on
gdzieś pod powierzchnią, w starannie strzeżonej kwaterze, gdzie dobiegały
końca prace nad statkiem wenusjańskim.
Lemuel przytaknął.
- Dobra robota. Zdołaliśmy ujednolicić przynajmniej jedną piątą
powierzchni świata!
- Jednak jeszcze wiele przed nami. Wkrótce nastąpi detonacja bomb C. To
uniemożliwi ludziom ingerencję w nasze końcowe działania, zainstalowanie
bomb Z. Czeka nas jeszcze zbudowanie terminali. Nie możemy tego dokonać, jeśli
żyją ludzie gotowi nam przeszkodzić.
W ciągu tygodnia zdetonowano pierwszą bombę C. Po niej nastąpiły kolejne,
wypuszczane z pieczołowicie ukrytych w Ameryce i Rosji wyrzutni.
Do piątego sierpnia 1969 roku liczba istot ludzkich na
świecie zmniejszyła się do trzech tysięcy. Przebywający w podziemnych
kwaterach Nul-0 nie kryli zadowolenia. Unifikacja postępowała ściśle według
planu. Marzenie się urzeczywistniało.
- A teraz - rzekł doktor Weller - możemy zacząć budowę terminali bomby Z.
Pierwszy terminal powstał w Arequipa, na terenie Peru. Drugi na przeciwległym
punkcie globu, w Bandungu, na Jawie. W ciągu miesiąca, ku omiecionemu kurzem
niebu wzniosły się dwie gigantyczne wieże.
Dwie kolonie Nul-0, zaopatrzone w ciężkie kombinezony ochronne i hełmy,
pracowały w pocie czoła dzień i noc, aby zakończyć program.
Doktor Weller zabrał Lemuela do peruwiańskiej instalacji. Przez całą drogę
z San Francisco do Limy kłębiący się popiół i wciąż rozżarzone
ogniska stanowiły jedyny element krajobrazu. Żadnego znaku życia bądź odrębnych
całości, wszystko zostało stopione w jednolitą masę napęczniałego żwiru.
Nad wrzącą wodą oceanów unosiły się opary. Zanikł wszelki kontrast pomiędzy
wodą a lądem. Powierzchnia Ziemi zmieniła się w bezmiar bieli i szarości,
które zastąpiły rozciągające się niegdyś w tych miejscach zielone lasy,
drogi i miasta oraz pola.
- Tam - powiedział Weller. - Widzisz ją?
Lemuel widział. Na widok jej bezgranicznego piękna stracił dech.
Wśród wzburzonego morza płynnego żwiru Nul-0 wznieśli rozległą osłonę,
kulę wykonaną z przezroczystego plastiku, zza której prześwitywał sam
terminal, misterna pajęczyna lśniącego metalu i przewodów. Sprawiła, że
słowa uwięzły im w gardle.
- Widzisz - powiedział doktor Weller, kierując rakietę przez przesmyk w osłonie-ujednoliciliśmy
zaledwie powierzchnię Ziemi i jakąś milę skał pod nią. Jednakże rozległa
masa planety pozostała niezmieniona. Lecz bomba Z da sobie z nią radę .
Nastąpi erupcja płynnego jądra planety, cała kula stanie się nowym słońcem.
A kiedy zdetonujemy bombę S, cały układ przekształci się w jednolitą
plazmę.
Lemuel kiwnął głową.
- Logicznie. A potem...
- Bomba G. Przyjdzie pora na samą galaktykę. Końcowy etap planu. Tak śmiały,
tak przerażający, że ledwo mamy odwagę o nim myśleć. Bomba G, a potem...
- Weller uśmiechnął się lekko z roziskrzonym spojrzeniem. - Potem bomba W.
Kiedy wylądowali, na spotkanie wyszedł im podenerwowany doktor Frisch.
- Doktorze Weller! - wydusił. - Stało się coś złego!
- Co takiego?
Twarz Frischa wykrzywiało przerażenie. Ogromnym wysiłkiem świadomości
Nul-0 zdołał zintegrować swoje czynności myślowe i odrzucić impulsy
emocjonalne.
- Przeżyła pewna grupa istot ludzkich!
Weller nie dowierzał.
- Jak to? Jakim...
- Uchwyciłem dźwięk ich głosów. Oddawałem się właśnie rozkoszy słuchania
odgłosów żwiru rozbijającego się o kulę, kiedy doszedł mnie hałas,
jaki wydają osobnicy rodzaju ludzkiego.
- Ale skąd?
- Spod powierzchni. Pewni bogaci przemysłowcy potajemnie przenieśli tam
swoje fabryki, gwałcąc tym samym stanowcze nakazy swoi rządów.
- Tak, dołożyliśmy wszelkich starań, aby temu zapobiec.
- Owi przemysłowcy działali pod wpływem typowej dla nich zachłanności.
Przenieśli pod ziemię całą siłę roboczą, którą na początku wojny
zmusili do niewolniczej pracy. Ocalało co najmniej dziesięć tysięcy ludzi.
Oni nadal żyją. I...
- I co?
- Zbudowali ogromne urządzenia wiertnicze i ile sił kierują się w naszą
stronę. Czeka nas ostra przeprawa. Powiadomiłem już statek wenusjański.
Niebawem zostanie sprowadzony na powierzchnię.
Lemuel i doktor Weller popatrzyli na siebie z przerażeniem. Nil-0 liczyło
jedynie tysiąc przedstawicieli; na jednego z nich
przypadało dziesięciu przeciwników.
- To straszne -rzucił ochryple Weller. -Akurat teraz, kiedy jesteśmy tak
blisko finału. Ile czasu zajmie dokończenie wież siłowych?
- Od ostatecznego ujednolicenia Ziemi dzieli nas sześć dni- wymamrotał
Frisch. - Wiertła już prawie tu są. Proszę wytężyć słuch.
Lemuel i doktor Weller nadstawili uszu. Natychmiast dotarła do nich bezładna
paplanina ludzkich głosów. Chaotyczne dudnienie nadciągających ku osłonom
urządzeń wiertniczych.
- To najzwyklejsi ludzie! - wykrzyknął Lemuel. - Poznaję po odgłosach!
- Jesteśmy w pułapce! - Weller chwycił za broń, Frisch uczynił to samo.
Podobnie postąpili wszyscy Nul-0. Zapomniano o pracy. Z ogłuszającym rykiem
wiertło przebiło się na powierzchnię i skierowało się prosto na nich.
Nul-0 otworzyli ogień; rozproszywszy się, umknęli ku wieży.
Pojawiło się kolejne wiertło, za nim następne. W wyniku obustronnej
wymiany ognia w powietrzu huczało od wiązek energii. Na powierzchnię wyległy
rzesze pospólstwa, robotnicy sprowadzeni do podziemia przez swoich pracodawców.
Niższe formy rodzaju ludzkiego : urzędnicy, kierowcy autobusów, pracownicy
dzienni, maszynistki, portierzy, krawcy, piekarze, tokarze, sprzedawcy, gracze
baseballowi, spikerzy radiowi, mechanicy, policjanci, domokrążcy, lodziarze,
komiwojażerowie, konduktorzy, recepcjoniści, spawacze, stolarze,
budowniczowie, rolnicy, politycy, kupcy - mężczyźni i kobiety, których
istnienie przejmowało Nul-0 na wskroś lękiem.
Rozemocjonowane masy zwykłych ludzi, którzy występowali przeciwko Wielkiemu
Dziełu, bombom, bakteriom i pociskom sterowanym, docierały na powierzchnię.
Wreszcie nadszedł ich czas. Nadszedł czas, aby położyć kres superlogice:
racjonalizmowi wolnemu od wszelkiej odpowiedzialności.
- Nie mamy szans - rzucił Weller. - Zapomnijcie o wieżach. Sprowadźcie na
powierzchnię statek.
Komiwojażer i dwóch hydraulików podkładali właśnie ogień pod wieżę.
Grupa mężczyzn w strojach roboczych i płóciennych koszulach zdzierała
przewody. Inni, równie pospolici, przystępowali do niszczenia pulpitów
sterowniczych. Płomienie skoczyły w górę. Wieża zakołysała się złowróżbnie.
Pojawił się statek wenusjański, sprowadzony na powierzchnię za pomocą
skomplikowanego systemu podnośników. Nul-0 natychmiast ustawili się w dwa równe
rzędy i z niezmąconym spokojem w obliczu dziesiątkującego ich rozszalałego
tłumu zaczęli wchodzić do środka.
- Bydło - stwierdził posępnie Weller. - Bezrozumne zwierzęta, zdominowane
przez emocje. Bestie niezdolne do logicznego postrzegania świata.
Padł rażony wiązką żaru i stojący za nim człowiek zrobił krok naprzód.
Wreszcie ostatni Nul-0 znaleźli się na pokładzie i zatrzaśnięto potężne
włazy. Wśród ogłuszającego grzmotu silników statek wystrzelił przez osłonę
wprost ku niebu.
Lemuel leżał tam, gdzie wiązka żaru wysłana przez ogarniętego szałem
elektryka dosięgnęła jego lewej nogi. Ze smutkiem ujrzał, jak statek się
wznosi, waha, po czym ulatuje w płonące niebo. Wokół otaczali go ludzie,
usiłujący w gorączkowym pośpiechu naprawić osłonę, przekrzykujący się
i wydający rozkazy. Hałas ich głosów raził jego wrażliwe uszy z wysiłkiem
podniósł ręce i przysłonił je.
Statek zniknął. Pozostawiono go na łasce losu. Lecz plan potoczy się dalej
bez niego.
Dotarły do niego dalekie głosy. To doktor Frisch na pokładzie statku
wenusjańskiego krzyczał przez zwinięte w trąbkę dłonie. Głos ginął w
przestrzeni, ale Lemuel, pomimo otaczającej go wrzawy, zdołał wyłonić
poszczególne słowa.
- Żegnaj... Będziemy o tobie pamiętać...
- Nie zaprzestańcie wysiłków! - odkrzyknął chłopiec. - Nie dajcie za
wygraną, dopóki nie wypełnicie planu!
- Tak zrobimy... - Głos stracił na sile. - Nie zaprzestaniemy...
Umilkł, by zaraz powrócić na mgnienie oka. - Powiedzie nam się...
Potem zapanowała cisza.
Z uśmiechem na ustach, uśmiechem szczęścia i zadowolenia z pomyślnie wykonanego zadania, Lemuel nieruchomo czekał na nadejście stada irracjonalnych ludzkich bestii.